Brzydzę się przemocą, kłamstwem, oszustwem, kradzieżą… Moi przodkowie używali przemocy, niejednokrotnie kłamali, oszukiwali i kradli. Ja przecież taka nie jestem, to “nie jest moje” i… Nie chcę tego.
To tak jakbym się brzydziła tego, z czego jestem. Jestem z nich – z moich przodków. Z mojego rodu.
Jak mogłabym chcieć odciąć się od tego co było “złe”? Co daje mi prawo do oceny teraz, tego co było kiedyś?
Czy prababka, która zabiła świeżo narodzone dziecko rodząc w polu kapusty, zrobiła źle? Uratowała od śmierci głodowej je lub jedno z piętnaściorga żywych. Uciekali z ukrainy w bydlęcych wagonach.
Czy wujeczna stryjenka, która zatłukła za młodu na śmierć młodego mężczyznę, zrobiła źle? Uratowała życie swoje i sześciu sióstr przed dziczą sowieckiego wojska, które gwałciło, zabijało i gwałciło zwłoki.
Czy rodzina, która kłamstwem, oszustwem i kradzieżą unikała represji w czasie wojny robiła źle? Oni wszyscy robili jak robili. Jestem ostatnia, która ma prawo oceniać i rozliczać.
Jest w moim rodzie potencjał prawdziwego ZŁA. Mogę próbować je odcinać, rozpuszczać miłością, albo udawać, że to “nie moje” i “mnie nie dotyczy”. Albo mogę to wykorzystać. Potencjał. Zasób. Żeby ani Mnie ani moim Bliskim nic się nie stało.
To tak jakby oprzeć się na tych wszystkich, którzy byli przede mną, którzy byli wcześniej niż ja. Oprzeć się plecami o swój ród i powiedzieć:-Dziękuję,że to wszystko robiliście. Dzięki Wam JESTEM